10.10.2006 :: 00:21
"PRZEPROSINY" Przepraszam za wszystko. Za księżyc, który skrył się za chmury i za to, że nie pamiętam twej twarzy. Za, to, że niebo wygląda dziś jakby miało się rozpłakać i nigdy nie przestać. Za to, że wszyscy dziś gdzieś się śpieszą i krzyczą do siebie stojąc naprzeciwko po dwóch stronach ulicy. Za to, że jeszcze nikt dzisiaj się do ciebie nie uśmiechnął. I za to, że w poszukiwaniu odrobiny życzliwości musisz dziś rozglądać się na boki, a i tak nikt nie jest łaskaw na ciebie spojrzeć. Tłum ludzi płynie dookoła ciebie, a pod ścianą siedzi młody chłopak wyglądający jakby od wczoraj do lustra pił i za niego przepraszam. Za to, że gdy spotkaliśmy się na ulicy nie miałam odwagi do ciebie podejść i za to, że wtedy nie dałam ci szansy powiedzenia mi jak uroczo wyglądam. Za to, że nie zadzwoniłam do ciebie wieczorem mimo, że bardzo tego chciałam i nie odebrałam twojego telefonu gdy chciałeś mi powiedzieć jak bardzo chcesz z kimś porozmawiać. W radiu znów jakaś smutna melodia wyłączasz, bo nie jesteś w stanie wysłuchać jej do końca. Kawa ze śmietanką też już dawno temu straciła dla ciebie smak jej ust wypowiadających srebrzyste słowa spływające po twoich palcach niczym krople rosy jak perły spływające po pajęczej nici. A ona nawet nie pozostawiła na twojej poduszce zapachu swych perfum w garści płatków róż tylko wyszła pocichutku na paluszkach i za to przepraszam. Tak bardzo chciałeś. lecz niczego w zamian nie otrzymałeś. Tak mocno czułeś, lecz nigdy nie zaufałeś. Nigdy nie potrafiłeś siebie zrozumieć, nigdy nie potrafiłeś do siebie dotrzeć. Ani razu innym nie pozwoliłeś dotknąć tego co niemożliwe. Wolałeś żyć w niepewności. Czy wybaczysz mi to? Przepraszam, że już nie usłyszysz jej czułego Dobranoc wieczorem, i że już nie pocałujesz jej na powitanie. Za to, że lipa pod twoim oknem nie jest już waszym drzewem i nawet za to, że znudził ci się już jej widok. Za to, że obwiniasz ją za wszystko nawet za to, iż czas nie potrafi zatrzymać się w miejscu. Za to, że spóźniłeś się na spotkanie ze swoimi myślami, i że nie potrafiłeś zasnąc wczoraj bez smaku goryczy. Za to, że nie było ci wtedy dane zasnąć w spokoju, i że aby nie oszaleć z żalu musiałeś kolejny raz czytać jej listy uwiecznione jakby na wieki pod twoimi powiekami pragnącymi choćby kilku minut zbawiennego snu. Za to, że nie czułeś mrozu szczypiącego w policzki, i że obojętny był ci mokry śnieg sypiący ci się za koszulę. Za to, że nie możesz zapomnieć jak podtrzymywałeś jej brodę z czułoscią zaglądając w jej oczy. I że nie możesz wyrzucić ze swoich myśli świergotu ptaków, którym to razem tak bardzo się zachwycaliście. Wybacz mi, bo ja nie chcę już pamiętać tego, co było. Nie proś mnie o więcej, bo ta odrobina to i tak jest za dużo. Och. Wybacz mi, że nie wystarczy ci tyle ile mogłam z siebie ofiarować. Nie. Proszę, nie napawaj się wstydem malującym się na mej twarzy. Wybacz, że to wszystko będzie już trwało całą wieczność. I za to zdawkowe pożegnanie i nawet za to, że jutro pewnie znów zjesz zimne śniadanie. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz się do mnie odezwałeś. Czy to takie straszne? Nie chciałam walczyć z twoimi próżnymi słowami. I przepraszam tak wyszło. Nie wiem dlaczego nasze powitania zawsze były chłodne i nie pamiętam, czy kiedykolwiek pozwoliłam ci wkradać się w moje myśli. Ale jeśli chcesz, to i za to mogę przeprosić. Tak. Wiem, że zaufałeś księżycowi, a on nieoczekiwanie cię wyśmiał. Ale nie chcę tego pamiętać, słyszysz?! Przepraszam, że ty zapomniałeś ile jest warta każda kropla deszczu i ile trzeba zapłacić aby koszmar zamienił się w słodki sen. Ale to nie przeze mnie zgubiłeś gdzieś cząstkę siebie i to nie ja zaprowadziłam cię na skraj złudzenia więc za to nie oczekuj przeprosin. Bo to przez ciebie rozmyły się wszystkie wasze wspólne gesty. Czy to straszne? Tak! Więc już nie proszę. Lecz żądam! Zawitaj niespodziewanie w me progi i mokry od deszczu przeproś za każde jedno moje przepraszam.