Adoptowałam kotka o imieniu Tami.


Dodatki na bloga

{licznik} odwiedzin



Ksiega
Zobacz
Wpisz Sie


romantyczka23
{avatar}
{omnie}


Przeminelo
2024
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2023
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2022
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2021
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2020
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2019
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2018
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2017
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2016
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2015
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2014
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2013
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2012
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2011
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2010
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2009
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2008
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2007
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2006
grudzień
listopad
październik



{linki}


Ulubieni
{ulubieni}

{dodaj_mnie}




Design by : Kako
Pic. by Wagner

Link :: 01.12.2006 :: 11:18

"KŁÓTNIA"

Poświęciłaś mi sekundę, jakby czas był twoim wrogiem.
Położyłaś dłoń obok kałuży, gdy
listopadowy dzień szlochał niemiłosiernie.
Nie myślałaś wtedy o mnie prawda?
Żądam. Spójrz na mnie.
Niech twe źrenice spłoną w ogniu palącego
wstydu.
Nie, nie chciałam być tobą, ja tylko
przesiąknęłam zapachem naiwnej myśli, że
mogę być inna, ale ja nie chcę być inna,
nigdy nie chciałam... I wtedy to się stało.
Nigdy nie przypuszczałam, że brodzenie
po kostki we własnych myślach może tak bardzo
odpychać dłoń trzymającą skruszone serce,
że przyznanie się do nich będzie cięższe niż
dusza przesiąknięta ulewą.

Nie, nie potrzebuję twojej dłoni na mojej
niemej z bezradności twarzy, ani słów
pociechy z każdą minutą tracących sens, bo
wypowiadanych w pośpiechu do nikąd.
Sama nie wiem czego chcę.
Więc ty również tego nie wiesz.
Przecież nie potrząśniesz mną, nie odtrącisz,
nie pokażesz jak łatwo jest moknąć na ulicy
będąc na to obojętnym czyż nie tak?
Odpowiedz! Albo wyjdź i pozwól, aby odbicie
w lustrze, to zrobiło.
Ono przynajmniej nie zna litości.
No co tutaj jeszcze robisz?!
Nie trudź się, nie powiem jak bardzo mnie
frustrujesz, za bardzo przypominasz mnie.

Potłuczone szkło, po którym trwożnie stąpa
serce, co chwila wydobywając z siebie jęk
okaleczonej bezmyślnością słów, pijanej
z rozpaczy duszy i gdzieś na dnie nieudolnie
odkurzonego sumienia ten mały kamyczek
szeptem znaczy swą obecność.
Będzie dusił tak długo, aż nie rzuci na
kolana i nie wyszarpie siłą każdego kłamstwa,
nawet tego nieistniejącego.
Nie mamy zbyt wiele do stracenia.
Nigdy nie miałyśmy...
Nie potrafimy rozmawiać o wszystkim,
więc po co rozmawiać o niczym?
Strach spojrzeć sobie w oczy, ale i strach
milczeć nie zaznając spokoju, dusząc się
dymem ciszy jej warg, która rani niczym
nóż w piersi.

Spoliczkuj mnie jeśli nie możesz znieść mego
oddechu, wszystko jest lepsze od klęski
w poszukiwaniu samej siebie.
Wiatr powybijał szyby, deszcz rozebrał nas
z resztek sumienia opadającego niczym
uschnięte płatki róż.
W usta wlał sok z cytryny, a w dłonie wcisnął
sople lodu zimnego jak ciasno opasający nas drut kolczasty.
Nie umie powiedzieć "Jest mi źle" i ja tego
nie potrafię, nie poda ręki na zgodę, bo
wiem, że tak musi być.
Nie wypijemy razem kawy, bo rozmowa byłaby
echem w studni, a milczenie tombakiem tylko
pozornie dającym spokojne noce i słoneczne
dni.

Pamiętasz? Chciałaś abyśmy były
niezapominajkami byśmy nigdy
o sobie nie zapomniały.
Siadywała na parapecie i roniła gwiaździste
łzy wdzięczna księżycowi za to, że czuwa
nad nami.
Teraz? Też roni łzy, lecz o smaku mdłej
czekolady, a księżyc spoliczkowany naszym
niepokornym spojrzeniem schował się na dnie
jeziora, by ciepły szum fal ukoił jego smutki
a kto ukoi nasze? Na pewno nie ty,
bo straciłam w nas wiarę.
Masz żal do mnie, więc i ja do siebie też
powinnam mieć? Ale go nie mam!
Potrafię powiedzieć, co czuję, wiem to, ale
nie zmuszę cię byś mnie słuchała za każdym
razem gdy opuści mnie wola walki, o co?
O każdy nasz wspólny uśmiech,
każdy najmniejszy gest i myśli wypowiadane
bez słów.
O każdy dzień spędzony razem i nawet o
pochmurne dni byśmy były przyjaciółkami tylko
dla siebie.

Ale walka z twoim cieniem, to dla mnie zbyt
wiele.
Nie chciałaś? Wiec dlaczego wypowiedziałaś
pierwsze słowo i nie zatrzymałaś moich
następnych? Obie wiemy dlaczego, bo ranić
siebie jest najłatwiej, ale to jest tak
cielesne... Dłonie nie potrafią otrzeć łez,
kolana uginają się pod naporem obelg
i niechcianych słów.
Rozpłyniemy się we mgle skruchy bez słowa
"Przepraszam" do następnej kłótni.
Ja i moje lustrzane odbicie.



Komentuj(0)


Link :: 01.12.2006 :: 11:41


"NIE POWIEM CI"

Nie powiem abyś sobie poszła, choć bardzo
tego chcę, że jesteśmy jak kwiaty w nadziei
oczekujące na kolejny wschód słońca.
Nie powiem ci też o tym, jak rozbiłam lustro,
które znajduje się na dnie mego odrapanego
z czerwieni serca.
No spójrz! Ono jest takie małe, a tyle znosi.
Lecz kto potrafi to docenić? Ja? Szczerze?
Chyba nawet nie potrafiłabym tego zrobić.
Ani o tym, iż za mym oknem na każdym drzewie
wisi takie lustro. Są wszędzie!
A w każdym odbija się czyjeś spojrzenie.
Jedne dziecinne, inne poważne i spoglądające
na wszystko z góry.
I nie powiem ci jak bacznie one obserwują,
a ja zawstydzona stawiam każdy krok
niczym marionetka.
Czuję czyjąś dłoń na ramieniu i swój
przyśpieszony oddech, lecz one nie pozwalają
mi się obejrzeć.
Więc idę, a każdy krok stawiam tak jakby był
z kamienia.
Pierwsze lustro w niby tak zwyczajny,
a jednak magiczny sposób szepcze mi do ucha
"Nie chcesz pomocnej dłoni? Więc czego tak
naprawdę chcesz?"
Ma ono tak mdły zapach, a jednocześnie gorzki
smak cytryny, że nawet najniewinniejsze
spojrzenie będzie okłamywało innych swoją
dobrocią.
Pod ich czarem będzie się kryła chęć zemsty
za ironię, której doświadczyło.
Ale o tym sama kiedyś się przekonasz.
Spójrz. Garściami będzie się z niego
wysypywać srebrzysty pył wymieszany
z zazdrością, zawiścią, wypaloną nadzieją.
I nikt tego nie dostrzeże prócz nas. Kiedyś..

Raz spojrzysz i już nigdy nie zapomnisz,
raz do nich przemówisz i już na zawsze
zamilkniesz. Chcesz to zrobić?
Więc ja nie mam prawa ciebie zatrzymywać.
Czy widzisz w moim sercu, to wybite okno z
podartymi firankami?
Czy widzisz jak odtrąca spojrzenie każdego?
Nie pytaj, bo i tak nie powiem ci, dlaczego.
Można w nim dostrzec tylko zwiędnięte kwiaty,
które podlewane są trucizną żalu wymieszanego
z bezsilnością.
Pamięta tylko to, co chce pamiętać?
Masz rację, bo jaką wartość mają wspomnienia
wyzute z wszelkiego człowieczeństwa?
Jakie to dziwne.
Wystarczy wejść na drabinę i już można
bezkarnie patrzeć jak miłość więdnie, albo
ktoś komuś nie podaje ręki na powitanie,
jak ktoś nas krytykuje i udaje naszego
przyjaciela.
A ty stoisz jakby obok siebie i widzisz szary
cień nie umiejący wypowiedzieć najprostszych
myśli.
I jest ci źle tak bardzo źle.
Nie pytaj, dlaczego, bo nie wiem.

I następne lustro, na które nieomal wpadasz.
Jest takie samo, tylko, że ono krzyczy
do ciebie.
Nie. Ono nigdy nie powie "Jesteś brzydka!"
ale i bez tego będziesz tak się czuła,
póki go nie rozbijesz i nie odkryjesz piękna
w sobie.
Zmusi cię, abyś go uwielbiała, a o sobie na
długo zapomnisz.
I nie pytaj, bo nie powiem ci, kiedy, to się
skończy.
Dotknij lica któregoś z nich, może jak ładnie
poprosisz pozwoli się w sobie przejrzeć?
Może wtedy nawet pozwoli na bezkarną krytykę?
A gdyby ci się, to udało, nie wpatruj się weń
zbyt długo. Dlaczego? Ich tajemnica.
One też tobie tego nie powiedzą.



Komentuj(0)


Link :: 21.12.2006 :: 20:36
"JAK NIE TY"

Nie usiadłam, jak co rano z filiżanką kawy na
ławeczce w parku, westchnęłam tylko
dwuznacznie ocierając policzek o poduszkę
naznaczoną niespokojnym snem.
Ukradkiem chowam w dłonie twój szept
wymykający się na przekór temu, czemu usilnie
usiłujesz zaprzeczać i jak natchniona piszę
te słowa w popłochu, niczym kochanka
ukrywająca czerwone ślady na nabrzmiałych od
pocałunków wargach.
Słyszę trzask drzwi. Jak zwykle wyszedłeś do
pracy nie mając odwagi podziękować za każde
słowo milczenia.
Sen jeszcze za bardzo kusi wspomnieniami
zarysu twojego ciała ubranego w garnitur z
papierosowego dymu i granatową koszulę z
moich wyobrażeń o tobie.
Siedziałeś wtedy przy szklanym stoliku,
na którym anonimowe ślady dłoni kłóciły się
ze sobą, lecz nie zwracałeś na to uwagi.
Czytałeś kolejne bezmyślne artykuły spłodzone
z nonsensu i kilku słów zgwałconych
prostackim wulgaryzmem, by na koniec zakończyć
ich żywot jako podarte strzępy w dłoniach
trzymających mnie tak samo bezosobowo.
Nie miałeś sił, aby wykrzesać kilka iskier i
przelać je w melancholię spojrzenia?
Ale ja chciałam tylko byś położył się obok
i pozwolił wdychać nasze oddechy będące
razem, a jednak osobno.
A ty obróciłeś się obrażony na cały świat i
zasnąłeś nie pozwalając mi się wytłumaczyć,
dlaczego milczę, gdy dusza nie chce przestać
śpiewać i czemu moje spojrzenie ucieka w
popłochu, gdy zapuka nie w porę do
zabrudzonego okna twojego serca nie bojąc się,
że stanie się takie jak ono.

Wyjdę na schody i pozwolę sąsiadom domyślać
się, dlaczego zamieram w pół słowa, gdy
milczysz skazując mnie na beznamiętne
topienie się we własnych myślach i dlaczego
choć pragnęłam tylko...
Chciałam wziąć z twoich dłoni szklankę
herbaty z cytryną i upić jej łyk,
by poczuć go jakby był spity z
delikatności chłopięcych ust.
I dostałam... Pustą szklankę...
Niczym siarczysty policzek w twarz!
Lecz gdy wrócisz nie wypomnę ci tego może
obawiając się, że nie będziesz w stanie mnie
wysłuchać, albo ja po raz wtóry chwiejnie oprzeć
się na męskim ramieniu.
Taki jak inni? Raczej codziennie taki sam.
Wiecznie niewidzialny, nie słuchający nikogo.
Za każdym razem ubierasz mnie w bladość nocy
nie pytając o zdanie.
On. Bezceremonialny jak księżyc wkradający
się pod osłoną nocy do małżeńskiej alkowy,
bezwstydnie przyglądając się odbijającej się
echem po kątach rutynie.

Nie było śniadania, apetyt odebrała monotonia:
Jogurt, jabłko i podejrzliwe spojrzenia
kończące się tylko w przypływie
sentymentalnej słabości.
Parzy jak świeca płonąca gorliwością nie
mając pojęcia, czym jest poddanie się, gdy
rozum podpowiada "Walcz!"
Wyprasowałam wszystkie koszule i wyrzuciłam
za okno patrząc jak już tylko wiatr szuka
w nich cienia tego dawnego pana siebie, który
odrzucił ostatnie słowa tej, która tyle razy
dla ciebie udawała, by wyrzec się siebie.
A świeżo wypastowane buty wrzuciłam do
kałuży, byś nie mógł zdążyć się obudzić.
Bez znaczenia?
Pewnie tak, jeśli nie patrząc w oczy plujesz
łgarstwami prosto w twarz.
Obsesyjnie wmawiałam sobie, że wiecznie
będziemy młodzi, ale za każdym razem nie
chciałeś mi wierzyć.
Trzymałam się kurczowo tej myśli, aby nie
spaść ze schodów i nie sturlać się na samo
dno ograniczonego pustką ciała.
Z zamkniętymi oczami pudruję twarz tak jak
tego nie lubisz.
Przed wyjściem przejrzę się w lustrze.
Spójrz, jakie prostolinijne odbicie
odzwierciedlające myśli i to, kim jestem dla
ciebie.

Usypiasz powoli moją czujność odgrywając
szekspirowskiego Otella, po czym rozbierając
się z resztek szacunku stajesz się upiorem z
opery poszukującym utraconych lat niewinności
w odmętach samotności zbrukanych
posrebrzanymi obietnicami, że to ostatni raz,
gdy zasypiam bez ciebie.
Snujesz się obcymi ulicami, gdy północ wrogim
głosem nuci kołysankę niczym drzewo uschłe na
zimę, pogrążone w półśnie niczym lunatyk
chodzący po nieznanych ścieżkach złudzenia.
Pójdę do tego parku po południu zostawię
jedną filiżankę tobie, może koloryt kawy
nie spłowieje jak wszystkie chęci bycia sobą,
a aromat nie wyparuje jak poczucie bliskości
z biegiem lat.
Już wyszedłeś...
Miałeś rację. Bezustannie dokądś zmierzamy
nigdy nie mając dość.


Komentuj(0)


Link :: 29.12.2006 :: 20:29

"INACZEJ"

Dwie krople deszczu spojrzały inaczej
na siebie, pobrudziły palce karminową szminką.
Kropelka po kropelce wywołują gęsią skórkę,
oplatając nadgarstek oparami porannej mgły.
Zmysłową smugą perfum od Armaniego, obręcz
rozgorączkowanych warg na drżących ramionach
zaciskają, intymny jęk z gardła wyciskając,
niczym sok z cytryny.
Przyciska jej twarz do lodowatej szyby, by
ciepłem oddechu zlizała czubkiem
zawstydzonego języka, konwalie namalowane
przez mróz.
Dłoń w dłoń. Rozżarzony dotyk, roztapiający
ostatnie resztki lodowej firanki,
przesłaniającej odbicie będące inspiracją
tych słów, zarysu ciała w jego oczach..
Nie powiedzieli?
Po prostu słowa pocieszenia dla siebie
zachowali.

Inaczej przeglądają się w lustrze, zawsze z
nadzieją, że spotkają nie siebie,
lecz kogoś innego.
On gesty i słowa za nią powtarza,
ona z zazdrością milczenie z ust innych
z irytacją wyciera.
Nie wiedzą ile tak naprawdę poświęcili,
kropla goryczy wpisana w pamiętnik
ich życia.
Nie spoglądają na siebie tak samo,
nie poszukują w sobie lustrzanego podobieństwa.
Chcą tylko jak co, rano budzić się ze smakiem
kawy na ustach, popołudniami wyczekiwać
zapachu przeżyć dnia minionego, a wieczorem
zasypiać w objęciach aromatu wina.
Tylko bezustannie inaczej, nigdy tak samo.
Byle nie znudziło się, by nie odeszła
do innego.

Wiedzą o sobie mniej niż wtedy, kiedy się
poznali, lecz gdy w dłoniach ich serca się
zamknęły już to czego, nazwać nie potrafili
z godnością przyjęli i być z sobą postanowili.
Inaczej?
Oni tego słowa nie znają, z pokorą przyjmują
zauroczenie, nawet jeśli go nie rozumieją.
Wilgoć warg krok po kroku w każdym
zagłębieniu szyi się zatrzymuje, jedno po
drugim drgnienie następuje.
Posunąć się dalej odwagi nie mają,
leżą na wznak jedynie rąbkami pościeli się
dotykając.
Oddychają, jedno oddechem drugiego,
zasypiają zmęczeni patrzeniem na siebie.
I choć wiedzą, czym jest pragnienie, nie
zaspokoją go, nawet gdyby mieli spać gdzieś
pod marmurowymi schodami, pod gołym niebem
pozbawieni przez wszystkich wiary w siebie.
Wstaną jak inni, co rano.
Niewyspani będą udawali, że nic się nie
wydarzyło, by sąsiedzi o nich inaczej
nie pomyśleli.
Aby tak samo nie stało się odmienne.


Komentuj(0)